top of page

Świat "do góry nogami"

Wiele osób w Polsce pyta za czym najbardziej tęsknię będąc w Argentynie. Zwykle odpowiadałem: "Czy ja wiem..." Jednak po 7 latach zastanowienia doszedłem wreszcie do konkretnych wniosków: To czego najbardziej mi brakuje to celebracja świąt Bożego Narodzenia.

Problem w tym, że w czasie tych Świąt obchodzonych w tak uroczysty sposób i mających w Polsce tak bogatą tradycję człowiek najbardziej sobie uświadamia że żyje w świecie "do góry nogami"...

Pierwszym znakiem tego, najbardziej ewidentnym choć nie najważniejszym jest klimat... Jak wejść w klimat świąt gdy jesteśmy w pełni lata, temperatury przekraczają 30 stopni przy wilgotności około 70%... Zapomnij o białych świętach, śnieżkach i lepieniu bałwana, gdy człowiek w tym upale sam topi się jak bałwan... szczególnie w habicie albo gdy odprawia Mszę w "pełnym rynsztunku".

Ale to jeszcze nie wszystko... Tu się dopiero zaczyna "świat przewracać"... Tadycyjna polska Kolęda która zawsze odbywa się po Świętach u naszych Polaków odbywa się przed Świętami. Zaczynamy przed Adwentem, żeby się wyrobić. Problem w tym że po Świętach mamy już wakacje i zorganizowanie wizyty duszpasterskiej jest niemożliwe... czyli "Świat do góry nogami"...

Ale najgorsze dopiero przed nami... kapłan przyzwyczajony w Polsce do tłumów penitentów i kolejek przed konfesjonałami przeżyje szok egzystencjalny... Żadnego "pospolitego ruszenia", a nawet żadnego poruszenia... Tak jakby Narodzenie Pańskie było zwyczajnym świętem jakich wiele w ciągu roku i które mijają niezauważalnie... Oczywiście i tutaj mamy jakieś ślady szczególności tych Świąt... jest żłóbek, inne dekoracje, nawet organizuje się "żywe szopki" (w naszej parafii można brać to wyrażenie dosłownie lub w przenośni)...

Czar pryska jednak w sam dzień Narodzenia Pańskiego. O ile na Pasterce (o godz. 20.00 bo później wszyscy zbierają się na obfitej kolacji, która trwa do północy uwieńczona toastem i strzelaniem z petard) pojawi się jeszcze trochę wiernych (mniej więcej tyle co na "dobrej" Mszy niedzielnej) to w samą uroczystość Narodzenia Pańskiego kościół świeci pustkami. Zabrzmi kilka kolęd - ale tylko kilka, gdyż więcej niż 5 parafianie nie znają - by zamilknąć do następnego roku.

Ale najgorsze dopiero przed nami... Po "uroczystej Mszy Świętej" w kościele parafialnym - bez wielkiego udziału wiernych ani ministrantów, bo przecież po Pasterce i kolacji kto wstanie tak rano na kolejną Mszę - wyjeżdżamy do kaplic na wioski. W tym roku na dwóch wioskach gdzie sprawowałem Mszę Bożonarodzeniową uczestniczyło łacznie.. niech policzę żebym nie skłamał.. 5 wiernych. Na pierwszej odprawiłem Mszę dla jednej osoby po krótkiej wizycie w pobliskich domach, gdyż okazało się po przybyciu do kaplicy że była ona zamknięta... Owocem tej krótkiej wizyty duszpasterskiej było zdobycie klucza do kaplicy i przybycie jednej osoby. Skoro już przyszła trzeba było odprawić.


"Słowo przyszło do swoich a swoi go nie przyjęli" - czyli po prostu "świat do góry nogami".. gdyby się jednak dobrze zastanowić nad naszym tradycyjnym przeżywaniem Świąt, może nie aż tak bardzo daleki od naszego.


Załączam parę zdjęć "żywej szopki" przygotowanej przez dzieci na dwóch wioskach, w których uczestniczyły niespotykane jak na nasze warunki "tłumy wiernych" 😉 Nie muszę chyba dodawać, że szopki odbywały się przed Świętami, gdyż jak wynika z artykułu powyżej, z pierwszym (i ostatnim w Argentynie) dniem Świąt kończy się zainteresowanie Bożym Narodzeniem.









20 visualizaciones0 comentarios

Entradas Recientes

Ver todo
bottom of page